środa, 14 grudnia 2016

Rozdział 3 Ten, który ujeżdża węże.







Od pamiętnego pidżama party minął tydzień i wykończony życiem Yota padł właśnie na jedno z krzeseł barowych. Był w tej gildii dopiero tydzień, a miał wrażenie jakby wepchali go już tutaj dobre parę lat temu i powoli myślał by się utopić w pobliskim kanałku. Tak ten kanałek kusił go już od pierwszego dnia, gdy postawił stopę przed mieszkaniem. Do tego ta właścicielka.. Na samą myśl przebiegł go dreszcz po plecach. Ta baba to istny diabeł.. Co on gada. Wygląd tej kobiety by wystarczył i szarlatan sam by się utopił we własnej kadzi.
                — Wszystko dobrze Taidana? — Wyrwany ze swojej czarnej rozpaczy spojrzał na bar, gdzie stała uśmiechnięta od ucha do ucha Mira. Kobieto co ty ćpasz, że jesteś taka szczęśliwa?
Mirajane Straus była wysoką białowłosą pięknością jak zresztą większa część żeńska w tej gildii. Musiał przyznać, że ta gildia to były same zjawiskowe kobiety i tą gildię chyba założył koneser kobiecych ciał niż starszy człowiek.
— Oczywiście Miruś — Uśmiechnął się szeroko jak to miał w zwyczaju odkąd tutaj siedzi. Cudem uniknął krzesła, które nad nim przeleciało roztrzaskując się przy barze. Dzień jak co dzień w Fairy Tail. Jeśli przeżyłeś drogę do gildii, misję czy własną chęć samo destrukcji to równie dobrze możesz zginąć w samej siedzibie. Co ja zrobiłem by tutaj umierać?
Drzwi od gildii otworzyły się z hukiem przez które wszedł główny promotor jego nieszczęść. Jego różowa czupryna rozglądała się w lewo to w prawo by po chwili zatrzymać się centralnie na nim i wyciągnął przed siebie teatralnie palec.
— TAIDANA WALCZ ZE MNĄ!
— Nigdy nie zrozumiesz, że jestem pacyfistą? — Yota skrzywił się lekko widząc jak Natsu niczym burza parł w jego stronę zatrzymując na sobie wszystkie rzucane przedmioty. Kufle, krzesła, notatniki, bronie. Dosłownie WSZYSTKO! Albo ten dzieciak ma tak pusty łeb i nic nie czuje albo jego skóra jest niczym pancerz. Podszedł do blatu i uderzył w niego nieco energicznie wypalając średniej wielkości dziurę — emm Natsu blat..
— Proszę Taidana zawalcz ze mną! — Dragneel upadł teatralnie na kolana przed zrezygnowanym chłopakiem. Nie miał ochoty bawić się w nawalanie po mordach. To nie w jego stylu nie mając z tego żadnej korzyści, a tylko ból pleców. Jak tylko miał mu odpowiedzieć drzwi otworzyły wpuszczając nawały zimnego deszczowego popołudnia. Boże jak on nienawidzi takiej pogody. Który kot lubi wodę?
Pierwsza z postaci wchodzącą do budynku miała średniej długości czarne włosy i zielone oczy, którymi teraz bystro lustrowała pomieszczenie. Kolejna figurzasta kobieta. Ta gildia to chyba powinna wygrywać wszystkie konkursy piękności.
— Cześć Taidana — Odwrócił wzrok od drzwi i zatrzymał na długich rozczochranych włosach i szeroko uśmiechniętych ustach. Okulary zabłyszczały wesoło jakby dopiero, co komuś zrobił jakiś miły żart.
— Cześć Loke.
Loke był gwiezdnym duchem panny Heartfili i zarazem chyba jedyną osobą z gildii płci męskiej do jakiej czuł jakiekolwiek przyjazne stosunki oprócz strachu. Rudzielec odkąd pierwszy raz postawił stopę u niego w domu próbując przemówić mu oczywiście za namową Lucy by przestał rozpalać ogień na balkonie tak został stałym bywalcem i przy nim Yota zachowywał się dość naturalnie. O ile jego siadanie na biurkach, przeciąganie i czasami miauknięcie można nazwać naturalnym.
— Loke walcz ze mną! — Kiedy tylko różowowłosy zobaczył kolejną ofiarę w jego pięściach zapłoną ogień i uśmiechnął się szeroko niczym drapieżca na ofiarę. Lew już miał mu odpowiedzieć, gdy nastolatka dosłownie zmyło im z przed oczu i Salamander zawisł dosłownie na alkoholach przypity paroma nożami.
— Przestałbyś się wydzierać niczym rozrywane prześcieradło durniu.. — Głowa czerwonowłosego powoli zaczęła się chyba urywać od ciągłego kręcenia. Dopiero teraz przyuważył drugą postać obok mlecznobiałej dziewczyny. Białe włosy roztrzepane w każdą stronę delikatnie powiewały w pomieszczeniu, a bystre srebrne oczy wpatrzone były w różowowłosego. O czarnulce słyszał jakąś historię od Yoru, która była kolejnym ze stałych gości u niego w domu. Yuki Inaba Zabójca Smoków Śniegu. Dość młodziutka mając dwadzieścia lat na karku, ale za to silna i jedna z tych weteranów gildyjnych. Mag Klasy S. Za to białowłosego jegomościa nie widział, ani nic o nim nawet nie słyszał. Chłopak spojrzał w jego stronę i tak zapadła cisza w której dwójka magów przyglądała się sobie z niemym zainteresowaniem.
— A.. właśnie — Loke widząc dwójkę magów uśmiechnął się szeroko — Taidana to Lucio Ryusaka.
Usta Lucio lekko zadrżały jakby próbował się uśmiechnąć po czym złapał pod ramię Inabę i wytłumaczając się szybko zadaniem u mistrza zniknęli na schodach pozostawiając resztę gildii na dole.
— Nie przejmuj się on tak ma — Lew zachichotał widząc jak Yota obserwował schody na których dopiero co dwójka magów zniknęła mkając na górę.
Po chwili na Smoczego Zabójcę Błyskawic od tyłu skoczyła jakaś osoba oplatając ramionami. Ta gildia to jakieś przekleństwo.. Nikt nie martwi się tym, ze on nienawidzi być dotykany w jakikolwiek sposób..
— Oni-chan.. — Yoru z uśmiechem wyjrzała zza jego pleców machając kartką w powietrzu — obiecałeś mi coś ostatnio.
No tak dzisiaj jest ten przeklęty dzień.. Shadowmore pojawiła się jak wszyscy na tej imprezie zapoznawczej ratując go przed morderstwem ze strony Queen. Swoją drogą owszem dogadali się. No prawie. Maya jak nic jeszcze przez dłuższy czas będzie na niego patrzeć jak na kota, którego ktoś powinien wypatroszyć przy pierwszej lepszej okazji. Ale wracając do tego dnia. Obiecał Yoru, że pomoże jej w jakiejś misji, którą ona wybierze. I nie kłamiąc wyleciało mu to z głowy, więc teraz widząc uśmiechniętą nastolatkę mówiącą do niego braciszku nie sposób odmówić, ale już przewracało mu się w żołądku na myśl robienia czegoś więcej niż wyciągania dłoni na dalszy dystans niż kufel do piwa.
— No pamiętam.. — Spojrzał niepewnie na kartkę czytając pod nosem treść zadania — bandyci w kanałach?
— Też się dziwie — Czarnowłosa westchnęła poprawiając jeden z kosmyków. Ostatnio strasznie się jej rozdwajały końcówki i prawie ją przez to cholera trafiała — ale spójrz na nagrodę. Aż dwa miliony kryształów!
— No.. widzę.. — Przełknął ślinę na samą myśl podróży. No obietnica obietnicą i nie powinno się jej łamać. Podniósł się z krzesełka, a zadowolona Shadowmore ruszyła już biegiem do wyjścia. Czerwonowłosy uśmiechnął się krzywo w stronę Lwa, który zachichotał pod nosem — chłopie ona ma dopiero siedemnaście lat..
— No, wiem — Loke zaczął go popychać w stronę drzwi gildii — kuj żelazo póki gorące!
Po tych słowach smoczy zabójca wyleciał przed drzwi, gdzie oczywiście wylądował na Queen. Albo on ma takiego pecha, że ją przyciąga. Albo cały świat jest kurwa przeciw niemu. Zaczynając od tej męczącej od samego myślenia misji po rudowłosego przyjaciela, który wyrywał by wszystko co ma dwie nogi i dwie ręce.
— Taidana.. — Zdziwionemu spojrzeniu dziewczyny ustąpił gniew i syk przez który wszystkie mięśnie chłopaka się spięły. Poderwał się i ruszył biegiem za Yoru jakby go sam diabeł gonił. Właściwie to nawet było dobre porównanie, bo wściekła Maya to jak szarlatan w skórze jagnięcia.

__________

Uśmiechnięta czarnowłosa smocza zabójczyni właśnie stała przy karocach ze swoim exceedem, gdy usłyszała przerażony pisk we dwójkę odwrócili się w tamtą stronę. Przez tłum zdziwionych ludzi pędził Yota za którym biegła Queen celując w niego bronią i rzucając słowami typu „ Stój zapchlony kocurze” ,, Przestrzele Ci ten jebany ogon ”.
— To chyba najbardziej urocza para tej gildii — Khairi zachichotał pod nosem ukrywając przyszczek w łapkach. Shadowmore westchnęła podpierając dłoniami biodra i jak ma im się teraz wszystko udać, kiedy ona chce zabić go? Chłopak rzucił się na czarnowłosą chowając się za nią niczym murem chińskim i modląc do niebios by uratowały go z tego koszmaru.
— Odsuń się Yoru.. — Maya zmrużyła groźnie oczy przez co dziewczyna poczuła się malutka. A mogła poprosić by jednak poszedł z nimi jej opiekun. Nie, chciała być dobrą koleżanką i powiedziała mistrzowi, ze sami zajmą się brązowowłosą. W końcu i może Taidana wygląda jak chucherko, ale z tego co mówiła Erza jego ryk był porządny.
— Przeprosiłem przecież!
— Odsuń się Yoru — Queen posłała mu jeden ze spojrzeń „ Lepiej się zamknij” i bardziej łagodnie na nastolatkę. Czarnowłosa westchnęła wiedząc, że na pewno się nie dogadają, jeśli tamta będzie chciał posłać go do piachu. Jeśli do czegoś dojdzie Khairi jej pomoże. Popatrzyła błagalnie na swojego Exceeda, który przyjął pozę gotową do ataku. Ostrożnie odsunęła się na bok szepcząc po cichu „Przepraszam” do chłopaka i wstrzymała powietrze. Smoczy zabójca zacisnął już pięść gotowy przywalić jej, jeśli będzie chciała go trafić tam gdzie myśli. Ile razy można przepraszać?! Widząc przerażenie w oczach Yoty uśmiechnęła się przymilnie i uwodzicielskim głosem dodała — spędzimy ze sobą kolejne parę godzin na misji, więc bym tak cię kurwa uroczo chciała poprosić byś nie rzucał się na tamtejsze baby z łapami. Albo chociaż patrzył jak łazisz.
Odwróciła się napięcie ruszając w stronę pierwszej dorożki uśmiechając dalej pod nosem. Czerwonowłosy nie ruszył się nawet o milimetr siedząc z otwartymi ustami. Ale że jak to kurwa przez następne parę godzin? Co ona planuje? Chyba Yoruś nie zrobiła tego co on… Odwrócił głowę w stronę drugiej kobiety, która posłała mu przepraszające spojrzenie.
— Chciałam by wyszła trochę na świeże powietrze.
Gdyby dusza mogła mówić to jego w tym momencie jak nic by wyła i waliła o wszystkie budynki w tym nieszczęsnym mieście. Już czuł jak ulatuje z niego życie. Dobra Taidana weź się w garść. W końcu jest tutaj też Yoru i jej kot. Na pewno nie będzie tak źle. Popatrzył na dorożkę do której weszła już kobieta i przełknął ślinę.
— Nie.. możemy iść piechotą?
— A co strach cię obleciał Yota? — Brązowowłosa wyjrzała z okna patrząc na niego ze złośliwym błyskiem w oku. Zupełnie tak jakby ta sytuacja z paru chwil przed nie miała miejsca.
— Ja.. ja się niczego nie boje!
— Ja polecę przodem z Khairim — Shadowmore uśmiechnęła się wesoło — zobaczymy się na miejscu!
— No oprócz strasznych bab.. — Dlaczego Yoru zostawia go z nią? Dlaczego MIAU!?

__________
Queen obserwowała chłopaka z lekkim uśmiechem. Biedak przy mocniejszym zakręcie robił się zielony i pewnie mało brakowało by nie zwymiotował na nową tapicerkę w wozie.
— Mm.. Yota?
Smoczy zabójca oderwał wzrok od okna, gdzie jak myślał czeka go wybawienie i zmęczonym wzrokiem, który wręcz mówił „ dobij mnie” podążył w stronę damskiego głosu.
— Może, jednak cię znieczulić? — Tak właściwie już dawno mu przebaczyła tamten wybryk, ale nie chciała by chłopak za dużo sobie pomyślał. A teraz jak siedzi taki jakby go życie opuszczało zrobiło się jej go nawet trochę żal.
— Dam sobie radę — Spojrzał przerażony na jej pięść i ostatnimi resztkami sił zaczął machać rękami — jestem silnym… kotem!
— Jasne — Oparła łokieć na kolanie i spojrzała znudzona w okno — panie niech pan się pośpieszy, bo mi tutaj kot walczy z własnymi organami!
Karoca uderzyła o jakiś kamień i Taidana nie mając nawet siły się zatrzymać poleciał twarzą prosto na drugą stronę wozu, zresztą wylądował twarzą obok brązowowłosej. Maya popatrzyła na to z lekkim politowaniem. Jadą dopiero trzy minuty, a chłopak zachowuje się jakby jechali co najmniej pół życia. I jak taki człowiek funkcjonuje wśród społeczeństwa. NO PYTAM KURWA JAK!? Czerwonowłosy poczuł jak dziewczyna łapie go za kark podnosząc i usadzając w pozycji siedzącej. Jedynie co mógł zrobić to wybełkotać krótkie ciche „ dzięki”. Może, jednak się dogadają?
Kiedy tylko wóz się zatrzymał Yota wyskoczył z niego jakby się palił i upadł na kolana dotykając zadowolony ziemi. W tej pozycji tak jej przypominał kota, że gdyby tylko teraz miała jakąś zabawkę rzuciła by za nim i jak nic chłopak by za tym poleciał. Zaśmiała się na własną myśl podchodząc do niego.
— Byłem bliski orgazmu żołądkowego..
— To dobrze, że było ci dobrze — Kolejny raz zaśmiała się w ciągu tego nieszczęsnego dnia i położyła mu rękę na ramieniu — a teraz do roboty!
W tym samym momencie podbiegła do nich czarnowłosa uśmiechając się szeroko. Nie zabili się to dobry znak.  Po krótkich ustaleniach cała trzy osobowa grupa ruszyła w stronę budynku swojego zleceniodawcy. Jak tylko zobaczyli wielki dom to Taidana zagwizdał z podziwem. Był w wielu miastach, ale tak wystawnej chaty oprócz burmistrza to nie widział. Yoru podbiegła szybko do drzwi i uderzyła je z kopnięcia przez co otworzyły się na oścież przy okazji rozbijając wazę.
— Co ja ci mówiłem Yoru? — Kot spojrzał zrezygnowany na zbity wazon — puka się.
— Ale ja przecież pukałam — Z chorym zainteresowaniem oglądała się raz w lewo, raz w prawo by zatrzymać, za to jej exceed warknął głośniej „ BUTEM?!”
Zaraz po dziewczynie wpadł podekscytowany Yota, który chyba właśnie odżył po okropnej jeździe. Jednym susem znalazł się na kanapie układając zadowolony.
— No to gdzie te węże?
— Skąd wiesz, że to węże? — Yoru spojrzała w jego stronę po czym w drzwiach stanęła ostatnia z grupy uśmiechając się nonszalancko.
— Przybyli magowie z Fairy Tail. Tak, więc gdzie nasz cel?

_____________

Trójka magów stanęła właśnie przed jamą do kanalizacji. Według zleceniodawcy właśnie tam powinien się znajdować ich rzekomy problem. Czerwonowłosy skrzywił się na sam zapach jaki wyleciał z kanałów. Jezu, za jakie grzechy on się na to godził? Yoru zatykając nos ruszyła przed siebie, a za nim zadowolony Exceed. Queen lekko dzióbnęła chłopaka w plecy i we dwoje poszli za dziewczyną i jej kotem. Im bardziej szli w głąb tym bardziej było ciemno, więc Yota wyciągnął przed siebie rękę oświetlając odrobinę korytarze.
— Co zrobimy jak znajdziemy to coś? — Exceed spojrzał na trójkę magów, co jakiś czas nerwowo się oglądając. Miał wrażenie, że coś się zbliża i nie koniecznie jest to człowiek.
— Bardzo proste — Maya uśmiechnęła się lekko — skasujemy wszystko, co się rusza i problem miasta rozwiązany.
— A czy te węże nie są czasem pod jakąś ochroną? — Czerwonowłosy poślizgnął się na jakiejś mazi i wylądował ryjem w błocie. Yoru zatrzymała się oglądając do tyłu za to brązowowłosa pokręciła głową wzdychając w duchu. Żeby taka fajtłapa była silna to pewnie i bogowie płaczą iż dali mu taką moc.
— Żyje! — Podniósł rękę do góry czując, że pierwsza rzecz jaką zrobi, gdy tylko wrócą do domu to pieprzona kąpiel. Przejdzie tym smrodem tak, że przez następne pół roku będzie się mył szczotą ryżową. Nagle zamarł słysząc dziwne szurania. Chyba ich usłyszały — myślę, że idą… znaczy suną.
Queen jak na hasło wyprostowała się łapiąc już za pieczęci zastanawiając się którą odpalić. Smocza zabójczyni także przygotowała się już do walki i gdy tylko węże zaczęły wypełzywać zza zakrętu zostały potraktowane Rykiem Mrocznego Smoka. Yota stał już nad swoją kupką otrzepując ręce. Dla niego węże to nic specjalnego. Za to Maya już zgniatała ostatniemu głowę.
— Byśmy tym całe miasto wykarmili.
— Chyba mój żołądek — Shadowmore westchnęła z utęsknieniem — zjadłabym coś.
— W takim smrodzie myślisz o jedzeniu?
Taidana usłyszał kolejne szmery i na pewno to nie były węże, które wychodziły znów z każdej strony. Ignorując smród znowu przyłożył ucho do ziemi. Musi sobie dzisiaj kupić porządne mydło.
— Znalazłem mamuśkę! — Poderwał się zadowolony i omijając grupkę węży popędził w prawy kanał, a Yoru za nim zostawiając Mayę w tyle.
— Się ludzie pytają czemu tyle żre i nie tyje — Tupnęła zdenerwowana nogą po czym następna grupka węży wylądowała na stercie, a Queen ruszyła za resztą. Chuj ich wie, a może wielki wąż ich zeżre? W końcu Taidana to jedno wielkie dziecko nieszczęścia. Jeśli miałaby szukać czarnego kota to jak nic powinna sobie takiego Yote fundnąć. — chwila moja magia jest dość wyczerpująca, Yota cholera!
Chłopak wypadł w ślepej uliczce prawie zabijając się na drodze. Tego śluzu w tym miejscu było tak dużo, że mając nawet trapery jechałby jak na łyżwach. Starając się nie wywalić znów w śmierdzące błoto powoli ruszył w stronę wody rozglądając się po niej czujnie.
— Gdzie ten bazyliszek? — Usłyszał za sobą wołanie i odwrócił głowę. Yoru stała kawałek dalej przy wejściu czekając jak myślał na brązowowłosą. No tak wpadł sam zostawiając dziewczyny w tyle — chyba jej tu nie ma Yoru.
Odwracając się nie zauważył jak rosła za nim coraz większa postać, a czarnowłosa patrzyła na postać otwierając szeroko oczy.
— Masz za sobą stalkera braciszku…
Czerwonowłosy zamarł stopą w powietrzu słysząc o stalkerze. Jak tylko do pomieszczenia wpadła Maya zbladła, więc mógł się spodziewać, że właśnie za nim stoi to czego szukał. Właśnie kończył się pierdolony tydzień w tej gildii i zaraz może skończyć zeżarty przez wielkiego węża. Proszę państwa to się nazywa chujowy dzień. Może go nie zauważy. Jego pomysł, jednak szybko został rozwiany ponieważ ryk jaki z siebie wydała zatrząsnął całym kanałem. Za chuja nie wiadomo skąd ten wąż się wziął w tej kanalizacji, ale on chyba nawet nie chce sobie tego kurwa wyobrażać.
W ostatniej chwili uchylił się przed paszczą i jedynym dla niego ratunkiem było złapanie się szyi oraz wspinanie się na wściekłe zwierzę. Zabawne, nigdy nie jeździł na wężu i chyba po tej sytuacji nawet na niego nie spojrzy. Yoru użyła ryku i tylko cud sprawił, że nie spadł ze stwora po którym jej atak po prostu spłynął. Jak tak dalej pójdzie to on spłynie z tego węża.. Wreszcie doczłapując się na samą górę wskoczył mu na głowę łapiąc się części głowy.
— Jasna cholera! — Brązowowłosa nie wiedziała w co ma celować by nie trafić po drodze chłopaka — Taidana to nie jest zwierzątko hodowlane do kurwy!
— Zaraz się zrzygam.. — Wąż rzucając się to na lewo to na prawo próbował zrzucić z siebie czerwonowłosego, który już przed oczami miał tysiące scen śmierci w których królowało obrzyganie tego miejsca — BOŻE PRZEPRASZAM ZA WSZYSTKO! TO JA ZJADŁEM TUŃCZYKA Z LODÓWKI LUCY! PRZYZNAJE SIĘ KURWA! ALE JUŻ DOŚĆ!
— Khairi! — Kotek jak na zawołanie wzbił się w powietrze chcąc złapać smoczego zabójcę, który na samym końcu po prostu ześlizgnął się ze zwierzęcia lecąc w dół. Zaraz zginie w śmierdzącej moczem wodzie. CUDOWNIE KURWA MIAU!
Jak już zamykał oczy czując ten obrzydliwy swąd jego ciało zatrzymało się. Było mu cholernie niedobrze, ale Bóg najwyraźniej się nad nim zlitował. Lepiej rzygać będąc czystym niż urąbanym w moczu. Spojrzał w górę widząc kotka.
— Dzięki..
Queen już miała dość tej całej sceny rodem z cyrku i wycelowała z Shadowmore w sufit. Nie mają jak tego zabić to po prostu to stworzenie zakopią żywcem. Dopóki wąż nie postanowił zeżreć Yoty i ich ukochanego kocura. Jak tylko ataki się złączyły uderzając w górę to dwudziestometrowy zwierzak zniknął pod kupą gruzów. Czerwonowłosy stał kawałek dalej opierając się o kamienie. Nigdy więcej nie wsiądzie na pierdolonego węża… Nie w tym życiu.

— Żyjesz? — Maya położyła mu rękę na ramieniu próbując go ocucić — chłopie wyglądasz gorzej niż Natsu i Gray, kiedy Mistrz Bob wysyła im buziaki..

6 komentarzy:

  1. Jebłam i nie wstaje xD" Taidana to prawdziwy jeźdźca węży! Wyślijmy go na wojnę!

    Kocham to i czekam na nexty xD

    OdpowiedzUsuń
  2. *Piiisk* Wszystkie twoje OC są takie zajebiste xD Niby zawsze mówią, że każdy OC musi być koksem by być wyjebany. A twoje nie są potężne. Mają swoje wady i zalety przez co są takie ludzkie i każdy może się z nimi utożsamić :)

    Chciałabym mieć takiego kolegę jak Taidana! Rozdział jak zwykle zajebisty!

    Pozdrawiam,
    AkashiMiru

    OdpowiedzUsuń
  3. Kocham! Kocham i jeszcze raz Kocham! Jedno z najlepszych blogów na FT ostatnimi czasy :D!

    OdpowiedzUsuń
  4. Ten moment, kiedy zapominasz o chujowym dniu, bo widzisz śmiesznego bloga xD Dziewczyno masz więcej swoich blogów? Ostatnio wzięłam się jeszcze za twojego wattpada bo historia o wampirach także jest wysadzona w kosmos! :D Ja chce more!

    OdpowiedzUsuń