poniedziałek, 19 grudnia 2016

Rozdział 4 Jednak dni mogą być udane, jeśli się tego bardzo chce





Czerwonowłosy poderwał się w łóżku do pozycji siedzącej słysząc dziwne szmery przy oknie. Przez chwilę mrużył oczy próbując przyzwyczaić się do jasnego słońca, które dawało po jego biednych oczach. Potem przerażony zdał sobie sprawę, że te szmery w oknie wcale nie pojawiły się w przypadku i patrzy na niego para zielonych oczu. Wszędzie pozna ten kolor tęczówek jak i wściekle różowych włosów, co ani trochę nie poprawiało jego sytuacji. Nie pojawił się w gildii od trzech pieprzonych dni. Dokładnie tak, trzech! Misja tak go zniechęciła do życia, że najchętniej zdechłby w tej pościeli co siedzi. Dlaczego wysłano do niego tego Dragneelewskiego oprawcę w ciele biednego chłopaka? Jedyny powód dla którego jeszcze nie słyszy tego charakterystycznego krzyku jest cieniutka szyba od okien, która dzieli go od tego okropnego nastoletniego oprawcy. Boże! Dlaczego nie zrobił w mieszkaniu czegoś na charakter pastucha?!
— Taidana wpuść mnie.. — Niby było odrobinę słychać głos chłopaka, który zagłuszały szyby i w głowie Yoty zaczął szaleć mętlik niczym wyścig dwóch strusi. Wpuścić tego wariata i ma mieć zdemolowany dom czy udawać, że jest ślepy, zakryć głowę pościelą i iść dalej spać? Chociaż z drugiej strony on widzi, że go widzi. Taka zjebana sytuacja bez wyjścia i znowu on będzie żałował tego najbardziej. Jak zobaczono jego znak często pytano czy czegoś mu brakuje w Fairy Tail? Teraz może odpowiedzieć.. Kurwa Świętego spokoju!
Widząc zrozpaczone spojrzenie westchnął ciężko i podźwignął się z łóżka po drodze zakładając spodnie oraz kierując do okna. Każdy ruch powodował, że jego dusza wyła do księżyca błagając o jeszcze jeden dzień wolnego. Nie przychodzili przez trzy jebane dni. Co im się stało, że pojawił się właśnie on?! Złapał za klamkę i pociągnął do siebie przez co Natsu przeturlał się wpadając do środka oraz twarzą myjąc podłogę.
— Czego chcesz stalkerze?
Dragneel podniósł się uśmiechając podekscytowany jakby całkowicie zlał nazwę i ton jakim zostało wypowiedziane pytanie. To jest chyba osobnik, którego ciężko do czegoś zniechęcić.. Jakbyś gadał do ściany. Chociaż nie. Ściana nie pyta — ściana rozumie.
— Nie było cię w gildii od paru dni — I co z tego? Czy przez ten czas wysadzili ją? Spadła kometa? Zastrzelili Laxusa? Moment, raczej Dreyar by kogoś zastrzelił niż ktoś jego.
— Miałem… parę spraw do załatwienia.. — Jeśli leżenie przez trzy dni i płakanie nad swoją egzystencją jest ważną sprawą. To tak. Miał zebranie na szczycie.
— Dziadek prosił byś przyszedł. To ważne.
Twarz różowowłosego odrobinę spoważniała. O Jezu czy wreszcie powiedzą, że jest bezużyteczny i pozwolą odejść? Pewnie widząc drgający uśmieszek przelatujący przez usta chłopaka różowowłosy uznał go za niezrównoważonego psychicznie, ale w tej gildii nikt nie jest normalny. Widać szaleństwo udziela się i jemu. Zwłaszcza po misji, gdzie prawie utonął w moczu. Dragneel wcale nie ruszał się z miejsca, więc było jasne iż on ma go przyprowadzić chociażby siłą. Albo jest tak upierdliwy, że chce iść tam z nim. Każda z tych opcji jest tak samo smutna, bo musi znosić towarzystwo tego jakże natrętnego dzieciaka. Odwrócił się i złapał za koszulkę leżącą na stosie kartek. Otrzepał ją z kurzu i nasunął na siebie po czym złapał za kluczki od mieszkania. Jeszcze przy wejściu naciągnął na siebie glany prawie wyskakując na jednej nodze z mieszkania, bo chłopak go strasznie popędzał. Dobra kurwa spadł meteoryt na gildie jak nic! Albo któryś z chłopaków zamówił darmowe dziwki. To za szybko gna, tlenu!
Po jakiś piętnastu minutach męczarni doszli do gildii i Natsu otworzył drzwi. Taidana włożył ręce do kieszeni omiatając spojrzeniem wszystkich w pomieszczeniu, a oni także patrzyli na niego. W końcu, kto normalny przez trzy dni nie pojawił się w gildii po misji? Chyba tylko ktoś, kto się leczył z jakiś złamań. A on? Tak po prostu nie miał ochoty widzieć tych wszystkich ryj, kiedy prawie został zeżarty przez węża ważącego tyle, co młody słoń. Kierowali się właśnie w stronę baru, jak do jego uszu dotarł głos Wakaby:
— Słyszałem, że prawie skończyłeś w szambie.
— Dokładnie — Jak zwykle z tym palaczem siedział jego nieodłączny kompan Macao pijący jak stwierdził Yota z twarzy chyba czwarte piwo. A dopiero jest dwunasta w południe — dobrze, że Khairi go złapał. Chociaż nie mieliśmy kota pływającego w szambie!
Wybuchnęli śmiechem i czerwonowłosy zatrzymał się na chwile uchwytując zdziwione spojrzenie różowowłosego. Miał dziwne wrażenie, że tylko on nie przejmował się tą wpadką z przed paru dni. Zawrócił się i z szelmowskim uśmiechem podszedł do dwójki starszych kolegów z gildii opierając się o nich łokciami.
— Chociaż ja robiłem misję w towarzystwie pięknych pań, a wy zawsze samotnie pijecie — Nie lubił upierdlistwa, ale czasami i on potrafi być wredny. Zwłaszcza jak ktoś go kurwa budzi przed dwunastą — w takiej sytuacji wolę CODZIENNIE się moczyć w szambie w towarzystwie kobiet niż pić z rozpaczy, że się starzeje.
Zostawił dwójkę mężczyzn, która zamarła i kierując się w stronę baru. Reszta gildii wybuchła śmiechem łącznie z Laxusem, który siedział z gromowładnymi kawałek dalej sącząc swoje piwo. Zawsze myślał, że ten chłopak ma wszystko w dupie i nawet nie potrafi się do końca bronić. Ale teraz ten czerwony kudeł wydaje się wyszczekany jak na swój wygląd. Taidana usadowił się na krzesełku obok Natsu i od razu przed ich twarzami pojawiło się jakieś babrane danie.
— Pomyślałam, że Natsu wyciągnął cię bez śniadania z domu. Powinno ci smakować.
— Jasne — Uśmiechnął się szeroko do białowłosej — dziękuje Miruś.
Może jednak są plusy siedzenia w tej gildii? Kiedy właśnie wkładał sobie kolejną porcję śniadania do buzi drzwi od pokoju mistrza otworzyły się szeroko i na dół zaczął schodzić staruszek w towarzystwie Mayi. Brązowowłosa wcale nie wyglądała na zadowoloną. Cokolwiek się kroiło nie wyglądało za dobrze. Ich spojrzenia się spotkały i na twarzy Queen pojawił się niepewny uśmiech. Co jest kurwa? Nie było go trzy dni i jakieś ckliwe rzeczy się tu odprawiają? Makarov wskoczył na bar stając pomiędzy miskami chłopców po czym jego wzrok zatrzymał się na Yotcie. Chłopak miał właśnie w ustach, jedną z papek i miał wrażenie, że jak zaraz usłyszy co ma starszy Dreyar do powiedzenia to jedzenie skończy w misce.
— Nie było cię tyle czasu w gildii moje dziecko.. — Kiedyś Loke mu powiedział, że Mistrz dba o każdego z gildii nazywając go swoim dzieckiem. Widząc jak staruszek patrzy na niego ze zmartwioną miną zaczął wierzyć, że to prawda — słyszałem o misji. Dobrze się czujesz?
— Em… — Widząc to przeszywające na wylot spojrzenie miał ochotę wymyśleć jakąkolwiek bzdurę. Chyba pierwszy raz w swoim marnym życiu było mu głupio, bo ktoś się o niego martwił. No może i matka się o niego martwiła dopóki nie zakasała kiecy i zniknęła. Tak to kurwa jest z tymi gadami. A jeszcze jak gadem jest kobieta to cud, że on żyje — wszystko dobrze. Po prostu… musiałem odetchnąć.
Lub umierać w pościeli. Niech każdy nazywa to jak woli. Wąsy staruszka lekko się uniosły, co musiało niby być uśmiechem. Nawet zaczął żywić jakąś sympatię do tego starca.
— Mój wnuk musi wyruszyć na dłuższą misję, a Natsu i reszta jego grupy także wyruszają z nimi — Blondasek i jego liżące dupy wyruszają, gdzieś poza budynek? Co to kurwa mikołajki jakieś? NATSU IDZIE NA MISJĘ?! Stop! Nie tylko on… reszta także. A to oznacza. JA PIERDOLE MOJE ŻYCIE ZACZYNA MIEĆ JAKIŚ SENS. Kiedy chłopak w myślach już zaczął tańczyć na tym barze usłyszał dalszy ciąg historii — niestety w takiej sytuacji Laxus, który opiekował się Queen nie może jej wziąć ze sobą. Erza także idzie na misję z nimi, więc muszę prosić ciebie o zaopiekowanie się nią. Słyszałem od Yoru, że bardzo dobrze się dogadywaliście podczas misji.
Widząc zachęcający uśmiech staruszka jego entuzjazm opadł niczym pęknięty balonik. Owszem zaczęli się dogadywać, ale spędzanie dwudziestu czterech godzin we dwoje to tak jakby, ktoś wsadził ci w dupę kija. Niby miło, niby fajnie, ale coś cię w nią uwiera. Chyba jednak moje życie dalej nie ma sensu.. Teraz zrozumiał ten niemrawy uśmiech Mayi. Cóż kurwa za nieszczęście.
— Mógłbym cię prosić..
— Jasne.. — Nie potrafił odmówić, kiedy patrzyły na niego tak łagodne oczy prawie, że z rozpaczą. To tak jakby odmówił swojemu dziadkowi. Nie był pewien czy już kiedyś widział tak szeroki uśmiech, ale zrobiło mu się ciepło na sercu i może chociaż raz w życiu zrobi pierdolony dobry uczynek.
Po trzydziestu minutach dwójka magów wyszła z budynku i czerwonowłosy spojrzał kątem oka na swoją nową towarzyszkę. Queen wyglądała jakby się czymś
— Dlaczego się zgodziłeś? — Brązowowłosa właśnie pierwszy raz się odezwała od samego początku. Tak jakby rozmowa z mistrzem w ogóle ją nie interesowała i nie była o niej.
— A miałem wybór? — Założył ręce za głowę patrząc na bezchmurne niebo. Chociaż pogoda go dzisiaj kochała. Miła odmiana dla tego czasu, który go nienawidzi — milczysz, więc odpowiedz jest jasna.
Brązowowłosa nabrała zdenerwowana powietrza. No co za obrzydliwy dachowiec!
— Ale wiesz .. — Zatrzymał się na chwilę i odchylił głowę do tyłu jak kot, który zainteresował się jakiś stworzeniem — zgodziłem się bo… nawet cię lubię.
_______

W taką pogodę najczęściej wszyscy ludzie siedzą na świeżym powietrzu ciesząc się ładną pogodą, ale czy mogłoby być chociaż jedno pierdolone miejsce na ziemi, gdzie jest ich mniej? Popatrzył na zmieszaną Mayę, która także chyba myślała to samo, co on. Właściwie ile oni się znają? Brązowowłosa zatrzymała się przy jakimś straganie oglądając jakieś zabawne bubelki, którymi zachwycają się mężczyźni jak i kobiety. Czemu go takie bzdety interesują? Podszedł zainteresowany tym, co trzymałą właśnie w dłoni Queen i pomrugał parę razy. To był szklany smoczek. Ewidentnie kurwa handlują smokami ze szkła. Błysk w oczach brązowowłosej coś mu przypominał. Coś o czym próbował dawno zapomnieć.
— Może chcesz to? — Zdziwiona spojrzała na niego dalej trzymając w dłoni zabawkę. Czy go chce? No pewnie! Ale czy on powinien za to płacić? Właściwie mogłaby powiedzieć nie, lecz nikt jej nie kupił nigdy prezentu. Ba! Nikt jej nawet tego nie zaproponował. Przez swoje zamyślenie nawet nie zauważyła jak mag za to po prostu zapłacił.
— Ej!
— I tak nie mam, co robić z pieniędzmi — Maya prawie wybuchła śmiechem jak zobaczyła, co czerwonowłosy trzyma w dłoniach.
— Taidana..
— Tak?
— To jest kobieca bransoletka..
— Ale ładnie się mieni — Wzruszył ramionami i wrzucił przedmiot do kieszeni. Zabawne, niby to kot, a niby sroka — nie wiem jak ty, ale ja bym się czegoś napił.
— Procentów? — Uniosła jedną brew do góry. Odkąd chłopak pojawił się w gildii nigdy nie widziała by Yota coś pił. Kiedyś go upiła i miało to dość ciekawe konsekwencje, które ciągną się do dziś.
— Głupiaś? Ja z tobą nie pije. Jeszcze mnie udusisz we śnie..
— Mów tak dalej, a uśpię cię snem wiecznym.
Uderzyła go w plecy i Taidana prawie wypluł płuca. Każda z nich ma taką krzepę, że spokojnie udusiły by węża gołymi rękami. Zaraz po tym został złapany za rękę i ciągnięty przez tłum mrugając. Właśnie dwa razy został naruszona jego strefa intymna. Dlaczego w tej gildii nikt się tym nie przejmuje?! Dopiero jak podniósł głowę zobaczył, że dziewczyna prowadzi go do jakiejś kawiarenki rodem z jakiegoś romansu. Jezus Maria.. Nie mają tu jakiejś speluny? Chyba tam by się czuł bezpieczniej.. Posadziła go jak małe dziecko i sama usiadła naprzeciwko od razu łapiąc za kartę dań zakrywając nim twarz. Co tu się w ogóle odpierdala?
— Maya.. co ty..
— Cicho Yota — Syk z jej ust właśnie mu udowodnił, że wraca stara Queen. No cóż chociaż chwilę pocieszył się miłą kobietą i czas poznać jej feministyczne korzenie. Zauważył, że patrzy na kogoś z nad karty i także odwrócił się w tamtą stronę widząc przy straganie z broniami jakiegoś napakowanego mężczyznę z kudłami niczym neandertalczyk. Obok niego dreptał czarny kot bardzo podobny do Happy’ego, jednak wyglądał na takiego do którego proste spierdalaj od razu by doszło.
— To jakiś wróg publiczny numer jeden? —
— Debilu nie widzisz jego znaku na ramieniu? — Rzeczywiście jakby się bliżej spojrzeć ten chłopak miał ten sam znak, co oni. To o co tutaj kurwa chodzi?
— Gajeel Redfox — Dziewczyna odpowiedziała mu zanim zadał kolejne według niej idiotyczne pytanie — smoczy zabójca żelaza. Naprawdę o nim nie słyszałeś?
— Kobieto ja nawet nie wiedziałem, że coś takiego jak Fairy Tail istnieje..
— Jesteś mniej niż zero Yota naprawdę..
Czy ludzie serio określają kogoś po tym jak zna tą pieprzoną Magnolie? Znowu odwrócił się tym razem spotykając ze spojrzeniem Redfoxa. Jezu Chryste. Co on ma na ryju?! Okradł jubilera kurwa?! Jeśli kiedyś widzieliście sadystyczny uśmiech to właśnie w tym momencie ten czarnowłosy psychopata posłał go chłopakowi. Taidana poczuł jak kurczy się w sobie, kiedy postać zaczęła iść w ich stronę. Mój Boże on tutaj kurwa idzie! Jego błagalny wzrok zobaczyła Queen i gdyby nie to, że była zainteresowana patrzeniem, co kombinuje Gajeel szczała by po portach.
— Co słychać Queen? — Czarnowłosy posłał dziewczynie swój zabójczy uśmiech i Maya poczuła jak jej nogi robią się miękkie. Dobra Maya masz jaja.
— W porządku — Uśmiechnęła się pokazując mu rząd swoich zębów — jak misja?
— Nie najgorzej — Jego wzrok posunął się do tyłu i zobaczył spiętego chłopaka na krześle — kim jest twój uroczy towarzysz?
— To…. — Gdyby można było opisać spojrzenie pełne przerażenia, gotowości do ucieczki i ogólnie zniknięcia z tego świata to spokojnie można je opisać jako — Taidana Yota. Wiesz nasz nowy członek gildii.
— Ach Taidana.. To ciebie przytaskał niczym zdobycz Salamander do gildii — Czy te wieści tak szybko się rozchodzą czy po prostu on jest jakiś opóźniony? Czarnowłosy bardziej się nachylił, a czerwonowłosy mrucząc cicho prawie zjechał po krześle w dół.
— On.. emm.. ma trochę problem z nawiązywaniem znajomości, rozumiesz.. — Żeby robić mu taką siarę przy tym mięśniaku. Tak, tak umie tylko Yota. Jeszcze niech się przy ludziach rozpłacze to przysięga wstanie i wsadzi mu pieprzniczkę w gardło by się udusił.
Przerażony Taidana spojrzał kolejny raz błagalnie na Queen, która teraz posyłała mu spojrzenie w stylu „ Miej jaja kurwa!” Jaja? On się nie prosił by jakiś zakolczykowany chłop nachylał się nad nim jakby zaraz miał go złapać za gardło i zmiażdżyć tchawice.
— A czemu nie ma z tobą Laxusa Queen? — Lily popatrzył na brązowowłosą, której spojrzenie tym razem zatrzymało się na Exceedzie.
— Musiał wyruszyć na misję z resztą drużyny. Teraz właśnie Taidana robi za moją ekhem „ opiekunkę”
— Żartujesz on? Ten tchórz? — Redfox z uśmiechem pięścią zaczął tarmosić włosy chłopaka niczym starszy brat — ty byś sprzątnęła go jednym uderzeniem, jeśli nadeszła by taka potrzeba.
Dziewczyna już chciała zaprzeczyć, jednak dwudziestopięciolatek zatrzymał ją uniesieniem dłoni. Co ten idiota kombinuje? Wielkie czerwone przerażone oczy spojrzały na Gajeela prawie, że z uwielbieniem.
— Właśnie.. zgodziłem się, bo… nie było nikogo normalnego oprócz dwóch zboczeńców siedzących zawsze z piwem — Redfox podniósł brew do góry. Mówił o Wakabie i Macao? Raczej staruszek nie byłby tak porąbany, by im powierzyć Queen, wtedy prędzej Happy by został jej opiekunem — ty wyglądasz na silnego. W końcu jesteś zabójcą smoków żelaza.. Zająłbyś się Mayą?
Brązowowłosa otworzyła szeroko oczy mając już na ustach pytanie. Co ty w ogóle pierdolisz Yota? Aż taka z ciebie tchórzliwa pizda? Czarnowłosy widząc błagające spojrzenie chłopaka poczuł się nawet z lekka miło połechtany. Chyba nawet go polubi.
— A co z mistrzem..?
— Ja mu wszystko powiem. Na pewno się zgodzi. Proszę zgódź się!
Popatrzył na Mayę. W sumie.. druga osoba, która by z nim zmiatała ludzi z powierzchni ziemi była by całkiem miłą opcją. Uśmiechnął się pokazując swoje kły, a Queen pomrugała parę razy. Jej się kurwa to śni?
— Dobra! — Zdążył tylko odpowiedzieć, a już czerwonowłosy pociągnął go za rękę by usiadł naprzeciwko dziewczyny, a Taidana stał już dalej mając ten skruszony wyraz twarzy.
— To.. ja pójdę przekaże mistrzowi wieści. A i postawie wam, co chcecie — Po tych słowach rzucił na stół plik papierów z klejnotami i powoli zaczął usuwać się w cień.
— Ta.. ja pójdę z nim — Lily widząc, co się kroi rozłożył skrzydła i ruszył za chłopakiem. Gajeel zakłopotany podrapał się po głowie.
— Tak, więc.. emm… co bierzesz?

Maya uśmiechnęła się zakłopotana do Redfoxa i na chwilę wyjrzała jeszcze za niego widząc chytry uśmieszek na ustach Smoczego Zabójcy Błyskawic. A to złamany chuj.. On cały czas udawał! Czerwonowłosy pokazał jej kciuk do góry i z jego ust wyczytała „ Bierz go lwico”. Po czym zadowolony odwrócił się ruszając za Lilym i puszczając Exceedowi oko. Jednak dni mogą być udane, jeśli się tego bardzo chce.