Czerwonowłosy
poderwał się w łóżku do pozycji siedzącej słysząc dziwne szmery przy oknie.
Przez chwilę mrużył oczy próbując przyzwyczaić się do jasnego słońca, które
dawało po jego biednych oczach. Potem przerażony zdał sobie sprawę, że te
szmery w oknie wcale nie pojawiły się w przypadku i patrzy na niego para
zielonych oczu. Wszędzie pozna ten kolor tęczówek jak i wściekle różowych włosów,
co ani trochę nie poprawiało jego sytuacji. Nie pojawił się w gildii od trzech
pieprzonych dni. Dokładnie tak, trzech! Misja tak go zniechęciła do życia, że
najchętniej zdechłby w tej pościeli co siedzi. Dlaczego wysłano do niego tego
Dragneelewskiego oprawcę w ciele biednego chłopaka? Jedyny powód dla którego
jeszcze nie słyszy tego charakterystycznego krzyku jest cieniutka szyba od
okien, która dzieli go od tego okropnego nastoletniego oprawcy. Boże! Dlaczego
nie zrobił w mieszkaniu czegoś na charakter pastucha?!
—
Taidana wpuść mnie.. — Niby było odrobinę słychać głos chłopaka, który
zagłuszały szyby i w głowie Yoty zaczął szaleć mętlik niczym wyścig dwóch
strusi. Wpuścić tego wariata i ma mieć zdemolowany dom czy udawać, że jest ślepy,
zakryć głowę pościelą i iść dalej spać? Chociaż z drugiej strony on widzi, że
go widzi. Taka zjebana sytuacja bez wyjścia i znowu on będzie żałował tego
najbardziej. Jak zobaczono jego znak często pytano czy czegoś mu brakuje w
Fairy Tail? Teraz może odpowiedzieć.. Kurwa Świętego spokoju!
Widząc zrozpaczone
spojrzenie westchnął ciężko i podźwignął się z łóżka po drodze zakładając
spodnie oraz kierując do okna. Każdy ruch powodował, że jego dusza wyła do
księżyca błagając o jeszcze jeden dzień wolnego. Nie przychodzili przez trzy
jebane dni. Co im się stało, że pojawił się właśnie on?! Złapał za klamkę i
pociągnął do siebie przez co Natsu przeturlał się wpadając do środka oraz
twarzą myjąc podłogę.
— Czego
chcesz stalkerze?
Dragneel
podniósł się uśmiechając podekscytowany jakby całkowicie zlał nazwę i ton jakim
zostało wypowiedziane pytanie. To jest chyba osobnik, którego ciężko do czegoś
zniechęcić.. Jakbyś gadał do ściany. Chociaż nie. Ściana nie pyta — ściana
rozumie.
— Nie
było cię w gildii od paru dni — I co z tego? Czy przez ten czas wysadzili ją?
Spadła kometa? Zastrzelili Laxusa? Moment, raczej Dreyar by kogoś zastrzelił
niż ktoś jego.
—
Miałem… parę spraw do załatwienia.. — Jeśli leżenie przez trzy dni i płakanie
nad swoją egzystencją jest ważną sprawą. To tak. Miał zebranie na szczycie.
—
Dziadek prosił byś przyszedł. To ważne.
Twarz
różowowłosego odrobinę spoważniała. O Jezu czy wreszcie powiedzą, że jest bezużyteczny
i pozwolą odejść? Pewnie widząc drgający uśmieszek przelatujący przez usta
chłopaka różowowłosy uznał go za niezrównoważonego psychicznie, ale w tej gildii
nikt nie jest normalny. Widać szaleństwo udziela się i jemu. Zwłaszcza po
misji, gdzie prawie utonął w moczu. Dragneel wcale nie ruszał się z miejsca,
więc było jasne iż on ma go przyprowadzić chociażby siłą. Albo jest tak upierdliwy,
że chce iść tam z nim. Każda z tych opcji jest tak samo smutna, bo musi znosić
towarzystwo tego jakże natrętnego dzieciaka. Odwrócił się i złapał za koszulkę
leżącą na stosie kartek. Otrzepał ją z kurzu i nasunął na siebie po czym złapał
za kluczki od mieszkania. Jeszcze przy wejściu naciągnął na siebie glany prawie
wyskakując na jednej nodze z mieszkania, bo chłopak go strasznie popędzał.
Dobra kurwa spadł meteoryt na gildie jak nic! Albo któryś z chłopaków zamówił
darmowe dziwki. To za szybko gna, tlenu!
Po
jakiś piętnastu minutach męczarni doszli do gildii i Natsu otworzył drzwi.
Taidana włożył ręce do kieszeni omiatając spojrzeniem wszystkich w
pomieszczeniu, a oni także patrzyli na niego. W końcu, kto normalny przez trzy
dni nie pojawił się w gildii po misji? Chyba tylko ktoś, kto się leczył z jakiś
złamań. A on? Tak po prostu nie miał ochoty widzieć tych wszystkich ryj, kiedy
prawie został zeżarty przez węża ważącego tyle, co młody słoń. Kierowali się
właśnie w stronę baru, jak do jego uszu dotarł głos Wakaby:
—
Słyszałem, że prawie skończyłeś w szambie.
— Dokładnie
— Jak zwykle z tym palaczem siedział jego nieodłączny kompan Macao pijący jak
stwierdził Yota z twarzy chyba czwarte piwo. A dopiero jest dwunasta w południe
— dobrze, że Khairi go złapał. Chociaż nie mieliśmy kota pływającego w szambie!
Wybuchnęli
śmiechem i czerwonowłosy zatrzymał się na chwile uchwytując zdziwione spojrzenie
różowowłosego. Miał dziwne wrażenie, że tylko on nie przejmował się tą wpadką z
przed paru dni. Zawrócił się i z szelmowskim uśmiechem podszedł do dwójki
starszych kolegów z gildii opierając się o nich łokciami.
—
Chociaż ja robiłem misję w towarzystwie pięknych pań, a wy zawsze samotnie
pijecie — Nie lubił upierdlistwa, ale czasami i on potrafi być wredny.
Zwłaszcza jak ktoś go kurwa budzi przed dwunastą — w takiej sytuacji wolę
CODZIENNIE się moczyć w szambie w towarzystwie kobiet niż pić z rozpaczy, że
się starzeje.
Zostawił
dwójkę mężczyzn, która zamarła i kierując się w stronę baru. Reszta gildii
wybuchła śmiechem łącznie z Laxusem, który siedział z gromowładnymi kawałek
dalej sącząc swoje piwo. Zawsze myślał, że ten chłopak ma wszystko w dupie i nawet
nie potrafi się do końca bronić. Ale teraz ten czerwony kudeł wydaje się
wyszczekany jak na swój wygląd. Taidana usadowił się na krzesełku obok Natsu i
od razu przed ich twarzami pojawiło się jakieś babrane danie.
—
Pomyślałam, że Natsu wyciągnął cię bez śniadania z domu. Powinno ci smakować.
— Jasne
— Uśmiechnął się szeroko do białowłosej — dziękuje Miruś.
Może
jednak są plusy siedzenia w tej gildii? Kiedy właśnie wkładał sobie kolejną
porcję śniadania do buzi drzwi od pokoju mistrza otworzyły się szeroko i na dół
zaczął schodzić staruszek w towarzystwie Mayi. Brązowowłosa wcale nie wyglądała
na zadowoloną. Cokolwiek się kroiło nie wyglądało za dobrze. Ich spojrzenia się
spotkały i na twarzy Queen pojawił się niepewny uśmiech. Co jest kurwa? Nie
było go trzy dni i jakieś ckliwe rzeczy się tu odprawiają? Makarov wskoczył na
bar stając pomiędzy miskami chłopców po czym jego wzrok zatrzymał się na
Yotcie. Chłopak miał właśnie w ustach, jedną z papek i miał wrażenie, że jak
zaraz usłyszy co ma starszy Dreyar do powiedzenia to jedzenie skończy w misce.
— Nie
było cię tyle czasu w gildii moje dziecko.. — Kiedyś Loke mu powiedział, że
Mistrz dba o każdego z gildii nazywając go swoim dzieckiem. Widząc jak
staruszek patrzy na niego ze zmartwioną miną zaczął wierzyć, że to prawda — słyszałem
o misji. Dobrze się czujesz?
— Em… —
Widząc to przeszywające na wylot spojrzenie miał ochotę wymyśleć jakąkolwiek
bzdurę. Chyba pierwszy raz w swoim marnym życiu było mu głupio, bo ktoś się o
niego martwił. No może i matka się o niego martwiła dopóki nie zakasała kiecy i
zniknęła. Tak to kurwa jest z tymi gadami. A jeszcze jak gadem jest kobieta to
cud, że on żyje — wszystko dobrze. Po prostu… musiałem odetchnąć.
Lub
umierać w pościeli. Niech każdy nazywa to jak woli. Wąsy staruszka lekko się
uniosły, co musiało niby być uśmiechem. Nawet zaczął żywić jakąś sympatię do
tego starca.
— Mój
wnuk musi wyruszyć na dłuższą misję, a Natsu i reszta jego grupy także
wyruszają z nimi — Blondasek i jego liżące dupy wyruszają, gdzieś poza budynek?
Co to kurwa mikołajki jakieś? NATSU IDZIE NA MISJĘ?! Stop! Nie tylko on… reszta
także. A to oznacza. JA PIERDOLE MOJE ŻYCIE ZACZYNA MIEĆ JAKIŚ SENS. Kiedy
chłopak w myślach już zaczął tańczyć na tym barze usłyszał dalszy ciąg historii
— niestety w takiej sytuacji Laxus, który opiekował się Queen nie może jej
wziąć ze sobą. Erza także idzie na misję z nimi, więc muszę prosić ciebie o
zaopiekowanie się nią. Słyszałem od Yoru, że bardzo dobrze się dogadywaliście
podczas misji.
Widząc
zachęcający uśmiech staruszka jego entuzjazm opadł niczym pęknięty balonik.
Owszem zaczęli się dogadywać, ale spędzanie dwudziestu czterech godzin we dwoje
to tak jakby, ktoś wsadził ci w dupę kija. Niby miło, niby fajnie, ale coś cię
w nią uwiera. Chyba jednak moje życie dalej nie ma sensu.. Teraz zrozumiał ten
niemrawy uśmiech Mayi. Cóż kurwa za nieszczęście.
—
Mógłbym cię prosić..
—
Jasne.. — Nie potrafił odmówić, kiedy patrzyły na niego tak łagodne oczy
prawie, że z rozpaczą. To tak jakby odmówił swojemu dziadkowi. Nie był pewien
czy już kiedyś widział tak szeroki uśmiech, ale zrobiło mu się ciepło na sercu
i może chociaż raz w życiu zrobi pierdolony dobry uczynek.
Po
trzydziestu minutach dwójka magów wyszła z budynku i czerwonowłosy spojrzał
kątem oka na swoją nową towarzyszkę. Queen wyglądała jakby się czymś
—
Dlaczego się zgodziłeś? — Brązowowłosa właśnie pierwszy raz się odezwała od
samego początku. Tak jakby rozmowa z mistrzem w ogóle ją nie interesowała i nie
była o niej.
— A
miałem wybór? — Założył ręce za głowę patrząc na bezchmurne niebo. Chociaż
pogoda go dzisiaj kochała. Miła odmiana dla tego czasu, który go nienawidzi —
milczysz, więc odpowiedz jest jasna.
Brązowowłosa
nabrała zdenerwowana powietrza. No co za obrzydliwy dachowiec!
— Ale
wiesz .. — Zatrzymał się na chwilę i odchylił głowę do tyłu jak kot, który
zainteresował się jakiś stworzeniem — zgodziłem się bo… nawet cię lubię.
_______
W taką
pogodę najczęściej wszyscy ludzie siedzą na świeżym powietrzu ciesząc się ładną
pogodą, ale czy mogłoby być chociaż jedno pierdolone miejsce na ziemi, gdzie
jest ich mniej? Popatrzył na zmieszaną Mayę, która także chyba myślała to samo,
co on. Właściwie ile oni się znają? Brązowowłosa zatrzymała się przy jakimś
straganie oglądając jakieś zabawne bubelki, którymi zachwycają się mężczyźni
jak i kobiety. Czemu go takie bzdety interesują? Podszedł zainteresowany tym,
co trzymałą właśnie w dłoni Queen i pomrugał parę razy. To był szklany smoczek.
Ewidentnie kurwa handlują smokami ze szkła. Błysk w oczach brązowowłosej coś mu
przypominał. Coś o czym próbował dawno zapomnieć.
— Może
chcesz to? — Zdziwiona spojrzała na niego dalej trzymając w dłoni zabawkę. Czy
go chce? No pewnie! Ale czy on powinien za to płacić? Właściwie mogłaby
powiedzieć nie, lecz nikt jej nie kupił nigdy prezentu. Ba! Nikt jej nawet tego
nie zaproponował. Przez swoje zamyślenie nawet nie zauważyła jak mag za to po
prostu zapłacił.
— Ej!
— I tak
nie mam, co robić z pieniędzmi — Maya prawie wybuchła śmiechem jak zobaczyła,
co czerwonowłosy trzyma w dłoniach.
—
Taidana..
— Tak?
— To
jest kobieca bransoletka..
— Ale
ładnie się mieni — Wzruszył ramionami i wrzucił przedmiot do kieszeni. Zabawne,
niby to kot, a niby sroka — nie wiem jak ty, ale ja bym się czegoś napił.
—
Procentów? — Uniosła jedną brew do góry. Odkąd chłopak pojawił się w gildii
nigdy nie widziała by Yota coś pił. Kiedyś go upiła i miało to dość ciekawe
konsekwencje, które ciągną się do dziś.
—
Głupiaś? Ja z tobą nie pije. Jeszcze mnie udusisz we śnie..
— Mów
tak dalej, a uśpię cię snem wiecznym.
Uderzyła
go w plecy i Taidana prawie wypluł płuca. Każda z nich ma taką krzepę, że
spokojnie udusiły by węża gołymi rękami. Zaraz po tym został złapany za rękę i
ciągnięty przez tłum mrugając. Właśnie dwa razy został naruszona jego strefa
intymna. Dlaczego w tej gildii nikt się tym nie przejmuje?! Dopiero jak
podniósł głowę zobaczył, że dziewczyna prowadzi go do jakiejś kawiarenki rodem
z jakiegoś romansu. Jezus Maria.. Nie mają tu jakiejś speluny? Chyba tam by się
czuł bezpieczniej.. Posadziła go jak małe dziecko i sama usiadła naprzeciwko od
razu łapiąc za kartę dań zakrywając nim twarz. Co tu się w ogóle odpierdala?
—
Maya.. co ty..
— Cicho
Yota — Syk z jej ust właśnie mu udowodnił, że wraca stara Queen. No cóż chociaż
chwilę pocieszył się miłą kobietą i czas poznać jej feministyczne korzenie. Zauważył,
że patrzy na kogoś z nad karty i także odwrócił się w tamtą stronę widząc przy
straganie z broniami jakiegoś napakowanego mężczyznę z kudłami niczym neandertalczyk.
Obok niego dreptał czarny kot bardzo podobny do Happy’ego, jednak wyglądał na
takiego do którego proste spierdalaj od razu by doszło.
— To
jakiś wróg publiczny numer jeden? —
—
Debilu nie widzisz jego znaku na ramieniu? — Rzeczywiście jakby się bliżej
spojrzeć ten chłopak miał ten sam znak, co oni. To o co tutaj kurwa chodzi?
—
Gajeel Redfox — Dziewczyna odpowiedziała mu zanim zadał kolejne według niej
idiotyczne pytanie — smoczy zabójca żelaza. Naprawdę o nim nie słyszałeś?
—
Kobieto ja nawet nie wiedziałem, że coś takiego jak Fairy Tail istnieje..
—
Jesteś mniej niż zero Yota naprawdę..
Czy
ludzie serio określają kogoś po tym jak zna tą pieprzoną Magnolie? Znowu
odwrócił się tym razem spotykając ze spojrzeniem Redfoxa. Jezu Chryste. Co on
ma na ryju?! Okradł jubilera kurwa?! Jeśli kiedyś widzieliście sadystyczny
uśmiech to właśnie w tym momencie ten czarnowłosy psychopata posłał go
chłopakowi. Taidana poczuł jak kurczy się w sobie, kiedy postać zaczęła iść w
ich stronę. Mój Boże on tutaj kurwa idzie! Jego błagalny wzrok zobaczyła Queen
i gdyby nie to, że była zainteresowana patrzeniem, co kombinuje Gajeel szczała
by po portach.
— Co
słychać Queen? — Czarnowłosy posłał dziewczynie swój zabójczy uśmiech i Maya
poczuła jak jej nogi robią się miękkie. Dobra Maya masz jaja.
— W
porządku — Uśmiechnęła się pokazując mu rząd swoich zębów — jak misja?
— Nie
najgorzej — Jego wzrok posunął się do tyłu i zobaczył spiętego chłopaka na
krześle — kim jest twój uroczy towarzysz?
— To….
— Gdyby można było opisać spojrzenie pełne przerażenia, gotowości do ucieczki i
ogólnie zniknięcia z tego świata to spokojnie można je opisać jako — Taidana Yota.
Wiesz nasz nowy członek gildii.
— Ach
Taidana.. To ciebie przytaskał niczym zdobycz Salamander do gildii — Czy te
wieści tak szybko się rozchodzą czy po prostu on jest jakiś opóźniony?
Czarnowłosy bardziej się nachylił, a czerwonowłosy mrucząc cicho prawie zjechał
po krześle w dół.
— On..
emm.. ma trochę problem z nawiązywaniem znajomości, rozumiesz.. — Żeby robić mu
taką siarę przy tym mięśniaku. Tak, tak umie tylko Yota. Jeszcze niech się przy
ludziach rozpłacze to przysięga wstanie i wsadzi mu pieprzniczkę w gardło by
się udusił.
Przerażony
Taidana spojrzał kolejny raz błagalnie na Queen, która teraz posyłała mu
spojrzenie w stylu „ Miej jaja kurwa!” Jaja? On się nie prosił by jakiś
zakolczykowany chłop nachylał się nad nim jakby zaraz miał go złapać za gardło
i zmiażdżyć tchawice.
— A
czemu nie ma z tobą Laxusa Queen? — Lily popatrzył na brązowowłosą, której
spojrzenie tym razem zatrzymało się na Exceedzie.
—
Musiał wyruszyć na misję z resztą drużyny. Teraz właśnie Taidana robi za moją
ekhem „ opiekunkę”
— Żartujesz
on? Ten tchórz? — Redfox z uśmiechem pięścią zaczął tarmosić włosy chłopaka
niczym starszy brat — ty byś sprzątnęła go jednym uderzeniem, jeśli nadeszła by
taka potrzeba.
Dziewczyna
już chciała zaprzeczyć, jednak dwudziestopięciolatek zatrzymał ją uniesieniem
dłoni. Co ten idiota kombinuje? Wielkie czerwone przerażone oczy spojrzały na
Gajeela prawie, że z uwielbieniem.
—
Właśnie.. zgodziłem się, bo… nie było nikogo normalnego oprócz dwóch zboczeńców
siedzących zawsze z piwem — Redfox podniósł brew do góry. Mówił o Wakabie i
Macao? Raczej staruszek nie byłby tak porąbany, by im powierzyć Queen, wtedy
prędzej Happy by został jej opiekunem — ty wyglądasz na silnego. W końcu jesteś
zabójcą smoków żelaza.. Zająłbyś się Mayą?
Brązowowłosa
otworzyła szeroko oczy mając już na ustach pytanie. Co ty w ogóle pierdolisz
Yota? Aż taka z ciebie tchórzliwa pizda? Czarnowłosy widząc błagające
spojrzenie chłopaka poczuł się nawet z lekka miło połechtany. Chyba nawet go
polubi.
— A co
z mistrzem..?
— Ja mu
wszystko powiem. Na pewno się zgodzi. Proszę zgódź się!
Popatrzył
na Mayę. W sumie.. druga osoba, która by z nim zmiatała ludzi z powierzchni
ziemi była by całkiem miłą opcją. Uśmiechnął się pokazując swoje kły, a Queen
pomrugała parę razy. Jej się kurwa to śni?
—
Dobra! — Zdążył tylko odpowiedzieć, a już czerwonowłosy pociągnął go za rękę by
usiadł naprzeciwko dziewczyny, a Taidana stał już dalej mając ten skruszony
wyraz twarzy.
— To..
ja pójdę przekaże mistrzowi wieści. A i postawie wam, co chcecie — Po tych
słowach rzucił na stół plik papierów z klejnotami i powoli zaczął usuwać się w
cień.
— Ta..
ja pójdę z nim — Lily widząc, co się kroi rozłożył skrzydła i ruszył za
chłopakiem. Gajeel zakłopotany podrapał się po głowie.
— Tak,
więc.. emm… co bierzesz?
Maya
uśmiechnęła się zakłopotana do Redfoxa i na chwilę wyjrzała jeszcze za niego
widząc chytry uśmieszek na ustach Smoczego Zabójcy Błyskawic. A to złamany chuj..
On cały czas udawał! Czerwonowłosy pokazał jej kciuk do góry i z jego ust
wyczytała „ Bierz go lwico”. Po czym zadowolony odwrócił się ruszając za Lilym
i puszczając Exceedowi oko. Jednak dni mogą być udane, jeśli się tego bardzo
chce.